piątek, 5 sierpnia 2016

8 nawyków, które nie pozwalają nam schudnąć!

1. Jedz co chcesz, wyglądaj jak chcesz!

Fajne hasło. Jednak niektórzy mylnie je rozumieją. 
Nie jest tak, że faktycznie możesz jeść wszystko. 
Możesz jeść tyle na ile pozwala Ci Twoje makro.
Oznacza to, że najpierw musisz wyliczyć sobie ile kcal możesz zjeść danego dnia. 
Ile białek, cukrowców oraz tłuszczy. 
A następnie dopiero, faktycznie możesz pozwolić sobie na jedzenie tego na co tylko masz ochotę. Pod warunkiem, że mieści się to w twoim makro. 

Koszulka ze sklepu WK.


2. Jem "mało". Dlaczego więc waga stoi a czasem nawet idzie w górę?

Tego czego nauczyłam się ostatnio to, to, że nie da się zrobić dobrej redukcji bez liczenia.
Sama żyłam w przekonaniu "po co mi te kcal, makro? Będę po prostu jadła mniej i zdrowiej".
Jakże mylne jest to pojęcia.
Pamiętajcie, że ZDROWO nie równa się NISKOKALORYCZNE.
Miałam np. tak, że robiąc sobie rano owsiankę myślałam "E tam... dodam łyżkę masła orzechowego i może trochę więcej owoców - przecież to takie fit". 
No fit może tak ale przez taką małą głupotę dodałam sobie 200 kcal to posiłku.
Nawet szczególnie nie zwracając na to uwagi.
A później chwytałam się za głowę. Jak to się stało, że waga stoi w miejscu? A czasem nawet idzie w górę!



3. Zbyt drastyczne ucinanie kalorii.

Szczególnie chyba kobiety mają z tym problem.
Jest impuls i nagle przechodzimy na 1000 kcal. Mimo, że wcześniej jadłyśmy np. 2500 kcal.
To duży błąd!
Organizm wtedy nie ma pojęcia co się dzieje.
Na początku będąc w szoku, faktycznie pozwoli nam zrzucić trochę kilogramów.
Jednak po czasie nagle zaczniemy czuć zmęczenie, ospałość, waga zacznie coraz słabiej schodzić. Nie mówiąc już o możliwości utraty miesiączki czy też rozwaleniu metabolizmu.
Co jest nieuniknione przy takim stylu funkcjonowania.
Koniec końców nie wytrzymujemy tego wszystkiego i rzucamy się na jedzenie.
I tak wchodzimy w błędne koło nazywane efektem jojo.

Na zdjęciu Dominika Gwit.
Przykład idealny bycia za bardzo "fit".


4. Koleżanka tak schudła więc ja też.

Najgorsze co można zrobić to odchudzać się według planu koleżanki.
Pamiętajcie, że każdy jest inny. Na każdego działa coś innego.
Po to właśnie są dietetycy. Aby ułożyć Wam indywidualną dietę. Przyszykowaną specjalnie pod Was.
Nie dosyć, że dzięki temu będą lepsze efekty to na dodatek przez dietę przejdziecie przyjemniej.



5. Wymówki i cheat day.

Cheat day to na prawdę świetny pomysł.
Jednak jest to genialna sprawa dla osób, które są już wdrożone w swoją dietę.
Największym błędem jest po tygodniu redukcji od razu robić sobie takie dni.
Moja propozycja to zjedzenie sobie od czasu do czasu czegoś "niedozwolonego" w 1 miesiącu diety.
Np. 1 pasek czekolady do śniadania(np. dodany do owsianki) ale na pewno nie robienie sobie cheat day czy cheat meal.
To jest świetne w dalszej fazie.
Najpierw musimy przestawić nasz organizm. Pozwolić mu się dostosować do nowości.
Sama znam ten scenariusz. Mija tydzień więc wreszcie można zjeść coś niedozwolonego!
I to przez cały dzień. Jako, że nadal nie wyleczyłam się z takiego jedzenia to rzucam się na nie. I bum!
Koniec diety. Bo wieczorem mam wyrzuty sumienia. I stwierdzał, że już po diecie.
Po za tym znowu mam duże parcie na słodycze i słone.
I to jest problemem.
Ja stosuję taką zasadzę, że pierwszy cheat day mogę zrobić dopiero w tym momencie gdy już tak na prawdę nie będzie chciało mi się go robić.
Czyli z reguły po ok. 1 miesiącu.
Organizm wtedy odzwyczai się od niezdrowych rzeczy wiec nie rzucę się na to jedzenie.
Zjem trochę i nic się wielkiego nie stanie.
Od jutra znowu stały plan.



6. Brak planu...

Jestem zwolenniczką zapisywania sobie wszystkiego co się zjadło.
Na prawdę z doświadczenia wiem, że to bardzo pomaga.
Proponuję na początek na pierwszej stronie zeszytu zapisać sobię"
- ile aktualnie ważę i ile mierzę,
- ile chcę ważyć i mierzyć,
- jakie jest moje zapotrzebowanie na poszczególne składniki(kcal, białko, tłuszcze, węgle),
- swoje zasady np. wypicie 2l. wody dziennie, warzywa w każdym posiłku itp.
A następnie na kolejnych stronach codziennie wypisywanie tego co się zjadło.
Uwierzcie mi, że to bardzo pomaga.
Sama kiedyś w to nie wierzyłam ale teraz stwierdzał, że to jednak bardzo pomaga.



7. Słaba motywacja.

Bez motywacji nic nie zrobimy.
Ważne więc aby ona była na prawdę silna.
I dokładnie określona.
Nie ma czegoś takiego jak "chcę schudnąć bo będę ładnie wyglądać".
Nie... to prowadzi donikąd. No bo co oznacza "ładnie wyglądać?"
Trzeba konkretnie sobie powiedzieć "chcę schudnąć żeby mieć 65cm w talii, po to aby idąc 6 grudnia na wesele, wyglądać bajecznie w mojej bardzo obcisłej sukience".
I wydaje mi się, że to drugie trochę bardziej motywuje.
Oczywiście to jest tylko przykład.



8. Zbyt wysokie cele. Brak nagród.

Zdecydowanie jestem zwolenniczką nagród ale nie takich pt. "jak schudnę 20kg. to pójde na kebaba".
Nie!
Ja proponuję zastosować tutaj zasadę małych kroczków.
Np. Jak schudnę 2 kg. to pójdę do fryzjera i zrobię sobie nową fryzurę.
Jak schudnę kolejne 3 kg. to kupię sobie nowe buty(konkretnie jakie).
....
Jak schudnę do wagi idealnej do pojadę na wakacje(konkretnie gdzie).
Zaufajcie mi, że o wiele łatwiej trzymać formę w momencie gdy pomyślicie sobie "Kurde te 2 kg. to zrzucę w 2-3 tyg. tylko tyle dzieli mnie od tej pięknej fryzury. No to cisnę!"
Proponuję Wam przy tym zapisać sobie gdzieś te cele. Najlepiej w widocznym miejscu razem ze zdjęciami tych przedmiotów. Motywacja murowana!



A co Wy byście tutaj jeszcze dopisali? Na pewno jest jeszcze więcej tych złych nawyków ;)
Pozdrawiam! I biegnę wypić mój koktajl.
A właśnie!
Łapcie PRZEPIS:

- napój ryżowy,
- borówki amerykańskie,
- arbuz,
- banan,
- limonka,

Wystarczy po prostu wszystko połączyć w blenderze.

Moje makro: 141 kcal, T: 1;5, W: 31,2, B: 1,4.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz